poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział trzeci


Przemierzała ulice. Ludzie nie patrzeli na nią. Była normalna dziewczyna uczęszczająca do szkoły licelajnej. Lecz nie miała dobrych kontaktów z ludźmi, było jej trudno. Ludzie traktowali ją jak nic nie wartą szmatę, którą tylko można się wytrzeć. Po dzisiejszym konflikcie z brunetem nie była z niczego zadowolona. Waliło się wszystko: Szkoła, koleżeństwo i jej życie. Ktoś chciał jej podać pomocną dłoń, lecz ona zawsze odrzucała, Myślała, ze chciał się z niej powyśmiewać. A tak wcale nie było! Miał serce i chciał pomóc jej w odnalezieniu w życiu celu. Spuściła głowę idąc do swojej ulubionej kawiarni. Po policzkach spłynęły łzy, które od razu wytarła. Nie mogła pokazywać, że życie ja wykańcza. Bez matki nie było tak dobrze. A wiedziała, że musi sporo poczekać, by z nią o tym wszystkim porozmawiać. Miała dosyć, każdy myślał, że ona nie ma uczuć. Każdy ma uczucia! Ależ nikt nie sądził, ze tak właśnie będzie.
Weszła do kawiarni i odgarnęła lekko zasłony z kulek. Popatrzała się na stoliki. Zobaczyła w jednym swoje przyjaciółki o czymś plotkowały. Nie wiedziała dokładnie o czym, nic nie słyszała. Westchnęła. Mówiły to tak, aby naprawdę nikt nie usłyszał. Podeszła do nich po cichu. One ja zobaczyły.
-Gdzie ty byłaś? Wszędzie cię szukałyśmy. No mów, gdzie się szlajałaś? - pytała radośnie Temari. Ona nie odpowiedziała tylko usiadła zrezygnowana z całej sytuacji jaka była wcześniej.
-Tak. Przepadłaś. - powiedziała Hinata
-A może z chłopakiem się umawiałaś?  - zapytała Temari jakby chciała sugerować, że wreszcie znalazła sobie druga połówkę. A tak nie było. Rozpamiętywała tylko kłótnie. Ojciec by nie chciał widzieć ją załamaną, ale zawsze to tez przez niego taka było. Nie wytrzymamy więcej razy przy nim. Zawsze by dawał jej karę za to co zrobiła. Jakby mu coś się nie podobało, to koniec!
W jej głowie kołatały się myśli o długowłosym brunecie, który chciał jej pomóc.  Ta krótka kłótnie nie wpłynęła na nią dobrze. Zawsze myślała, że nikt nie będzie chciał wyciągnąć do niej pomocnej dłoni. Ale czy świat się może zmienić wobec niej? Ona tego nie wiedziała, ale sądziła że tak? Może cos się stanie, że wszystko pójdzie w dobrą stronę. Nie wiedziała czy to dobry pomysł dawać sobie nadzieję na „lepsze jutro”. Spuściła głowę zażenowana myśląc intensywnie o Itachim. Dziewczyny popatrzały się na nią.
-Co się stało? - zapytała Hinata z czułością.
-Jak ktoś ci cos zrobił to im zęby wybijemy. - zacisnęła w pięść prawą dłoń i stuknęła sobie w druga, aż jej lekko kości pękły. Sakura dostała dreszczy. Wiedział, ze ona mówi poważnie.  Jej słowa zawsze są szczere, nie lubi kłamać.
-Nie, nie o to chodzi. - powiedziała. Popatrzała na nie. - Pokłóciłam się z Itachim. Nie chciałam, ale tak wyszło. To jego wina, nie wiem jak to się stało. Nie musiał… a co ja będę mówiła. On mnie po prostu wnerwił - mówiła szybko. One po sobie popatrzeli i unieśli jedna brew.
-Zwolnij złociutka. - wyszeptała granatowo włosa.
-Kto to jest? - zapytała Temari - Twój chłopak, czy jak? - pytała dalej. Sakura na nie popatrzała. Puknęła się delikatnie w głowę. No tak one go nie znają. Zapomniałam o tym kompletnie, pomyślałam.
-Nie to nie mój chłopak. - one uśmiechnęły się do siebie - To on oddał wam moją torbę.
-Aaa… Ten! Z tym przystojniakiem się pokłóciłaś? A wydawał się taki słodki. Można by go nawet schrupać. Ma brata czyż nie? - zapytał. Sakura jedynie przytaknęła.
-Ale on nie jest dla mnie.
-Dlaczego? - pytała Temari. Patrzała na nie. Do nich podeszła tak jakby kelnerka, Ino Yanamaka pracowała na jakiś okres czasu. Do póki czegoś nie zepsuje. Czasami miała manko w kasie. Miała na sobie spódniczkę mini i bluzkę odkrywającą brzuch.
-Co ci podać? - zapytała od niechcenia.
-Może być szejk czekoladowy
-Co za arogancja - powiedziała i odeszła. Popatrzała na nią. Ona powinna dawno wylecieć stąd. Nawet nie zachowuje się jak kelnerka. Jest bardzo dziwna. Nic z niej nie ma pożytku. Każdy by o tym pomyślał, aby już odeszła stąd. Ale nie? Nikt się nie przeciwstawi. Wywróciła oczami i popatrzała na swoje koleżanki.
-A wracając do tematu… - nie dokończyła.
-Jak ja jej nie lubię - powiedziała blondynka w kitkach. - Jej już tu dawno nie powinno być. To nie praca dla niej. Jak to takie fajne miejsce, ale obsługa zrąbana. - mówiła. Sakura na nią patrzała nie wiedząc co jej powiedzieć, a chciała wrócić do swojej rozmowy o mężczyźnie, który chciał jej pomóc. Lecz nawiązali inny temat o Ino. Nie lubiła jej, i nie zamierzała rozmawiać. Co w niej dobrego, a co złego. Chrząknęła! Popatrzały się na nią…
-Wracając do tematu - powtórzyła.
-A wybacz - mówiła Temari patrząc na Sakure - To dlaczego? - powtórzyła pytanie do różowo włosej. Ona podparła się jedną ręka.
-Jestem nikim. On należy do innej ligi. Chce dać tylko jedno. A do mnie to nie pasuje. Jestem nikim i każdy to wie. Każdy uważa mnie za wyrzutka tego świata. A wy tez to wiecie, jak inne się zachowują wobec mnie. - powiedziała do nich. One popatrzały na nią i po sobie. Było już wiadome co powiedzą.  Będą chciały ją doprowadzić do rozsądku, aby inaczej myślała.
-Nie prawda Sakura! - podniosły na nią głos Patrzała na nie zdziwione
-Jesteś o wiele lepsza od tych, które dają mężczyzna tego co oni chcą. Ty masz w sobie drzemiąca kobietę, która potrafi się postawić. - mówiła Temari - Mężczyźni tego nie widza bo są głupcami! Ale pomyśl może ten chłopak zauważył to..
-Nie sądzę.
-Przestań - powiedział Temari - Nie wszyscy są tacy sami jak Deidara czy ta panna Ino. Może daj raz komuś szanse. Daj, bo inaczej stracisz okazję. Nie chcę abyś cierpiała. Hinata tez nie chce. Chcemy dla ciebie jak najlepiej, ale ty się do wszystkiego zniechęcasz - kelnerka przyniosła szejka i postawiła. - A jeśli się postawiasz facetowi jesteś o wiele silniejsza niż oni myślą. - czuła się jeszcze bardziej zażenowana. Próbowały ją pocieszyć, ale nie wychodziło im. Tylko jeszcze bardziej pogrążała się w rozpaczy nad tym, ze jest nic nie warta i musi się z tym borykać. Ale tez miały racje.
-Macie rację. Potrafię, ale to niczego nie zmienia. - mówiła. Zauważyła ciemnego bruneta. Popatrzał na nią i się uśmiechnął. Spuściła głowę by na niego nie patrzeć, miała dzisiaj dosyć. Już miała jedną konfrontację z nim. I nie wiedziała czy przeprosić czy nie. Za dużo by razy przepraszała. A nie chciała wyjść na idiotkę, która tylko będzie przepraszam mówiła.
-Oj tam. Wszystko wyolbrzymiasz - mówiła Temari. One popatrzały w bok. Widziały że brunet się na nią patrzy. Upiła łyk szejka. Patrzała się na blat stolika. Miała dosyć jak na dzisiaj. Chciała by się uwolnić z tego wszystkiego.
-Sakura nie załamuj się tak. Będzie dobrze. Zobaczysz! A ten brunet, który na ciebie patrzy. To ten Itachi, tak? - zapytały.
-Tak. - uniosła głowę i lekko spojrzała w bok. Faktycznie patrzał na nią, a nie wiedziała czemu. Jego mina mówiła jedno. Chce cos zrobić, ale czuję się bezsilny. Ona tego za bardzo nie rozumiała. Jak mogła się za przyjaźnić z jakimś mężczyzna. Żaden i tak by jej nie chciał. Koło ich stolika stanęli dwaj mężczyźni.
-Część - przywitali się oby dwoje do Temari i Hinaty. One uśmiechnęły się. Nie zwracali najmniejszej uwagi na dziewczynę siedzącą naprzeciwko nich. Ona wstała niezauważalnie. Tak aby nic nie mówili. Nie przeszkadzało to jej, ze tak było. To nie było w jej incydencie się tym przejmować. Jedynie chciała już stamtąd wyjść, aby nie widzieć tych mężczyzn.





Mężczyzna stojący przy barze patrzał na dziewczynę, która odchodziła w stronę wyjścia. To go wkurzyło. Nie myślał, ze jest tak traktowana przez innych. Traktowali ją podobnie jak Sasuke. Nie wiedział nawet czemu tak jest. Co się stało z tym wszystkim? Gdzie jest normalna cywilizacja? Nikt nie potrafi tego docenić?! On nie mógł nadal tego pojąć, lecz tez nie mógł zostawić jej samej. Nie chciał, aby cierpiała. Sam się w życiu wiele nacierpiał. A teraz chce jej w tym pomóc. Odszedł od baru. Przeszedł obok chłopaków i słyszał jak flirtują, lecz one odmawiają. Biegał po ulicach, ale nigdzie jej nie spotkał. Musiał dalej szukać.








Kroczyła po woli przed siebie. Miała jeden cel teraz wyznaczony. Stanęła jakby piorun w nią strzelił. Zauważyła bruneta, mówił cos do siebie. Wsłuchiwała się dokładnie. Zawiał lekki wiatr, który pobawił się ich włosami. Nie obrócił się w jej stronę.
-Gdzie jesteś - usłyszała z jego ust. Odwróciła się i zaczęła iść w stronę domu. To zaczęło ją przerastać całkiem. On zaczynał się o nią martwić, a nie chciała by to tak wypadało.
-No, no kogo my tu mamy - usłyszała przed sobą śmiech. Spojrzała. Jej oczom ukazały się dwie dziewczyny, które ja nie znosiły. Uwielbiały jej dokuczać. Nie było dnia, aby przestały. To było ich codzienne zajęcie. Dokuczanie Sakurze Haruno… - Ty znasz ją? - zapytał Karin drugiej.
-Coś ty, to jakaś przestarzała wieśniaczka - zaśmiały się. Blondynka patrzała się na Sakure z drwiącym uśmiechem. Skończyła już pracę i umówiła się z swoja niby „przyjaciółką”. A teraz zaczynają się. Nie lubiła tego. Ina podeszła do niej i wpatrywała się w nią. Dotknęła jej kołnierza od koszuli. Zaśmiała się. - Co zakochałaś się? - zapytała a ta na nią popatrzała.
-Niby w kim?
-No w starszym Uchiha. Fajne ciacho my to tez wiemy, ale nie podoba nam się, że się za nim rozglądasz. To nie twoja liga. Nie pasowaliście byście do siebie. No jedna z nas na pewno. Jedna chce porwać w swoje objęcia Sasuke, a druga Itachiego. Jak myślisz uda się nam? - zaśmiała się. Sakura patrzała na nie.
-Może. - stwierdziła - Ale… - one na nią popatrzały wściekłe, ze ma jeszcze jakieś „ale”. - Z Itachim wam tak łatwo nie pójdzie. On jest stanowczy na pewno. Nie znam go, ale po nim widać takie rzeczy. On nie da się omotać. - mówiła.
-Czyżby? - zaśmiała się Ino. Uderzyła ją z płaskiego w policzek. Sakura nie lubiła przemocy, zawsze słowo dawało rezultaty. Ale one lubiły wszystko jej niszczyć. Nawet jakby nic nie zrobiła. A chłopaki byli dla niej najważniejsi. Tylko oni dla niej się liczyli… Chwyciła ja za ramiona. - Może zmienisz zdanie po tym - zdarła jej do połowy rękawy. Karin się śmiałą. Nie wiedziała ile to robiła. Ale po jej koszuli prawie nic nie zostało. Lekko było widać stanik. One klepnęły sobie w ręce i się uśmiechnęły.
-To na razie! Do jutra w szkole. - ona pobiegła w stronę domu, po policzkach płynęły jej łzy. Nic im nie zrobiła, ale wkurzyli się na to wszystko. One są dziwne. Nigdy nie pomyślałaby, ze ludzie są takimi świniami! A  w dodatku kobiety. Wbiegła na swoja posesję i stanęła przy drzwiach. Otworzyła drzwi i wchodziła.




Widział ja. Widział ja jak wchodziła do domu. Chciał zawołać ją, ale przestał, gdy zobaczył jej koszulę. Cała była podarta. Coś musiało się stać, pomyślał. Patrzał na jej znikająca sylwetę. Będzie musiał się dowiedzieć co takiego się stal. Co takiego nabroiła? Lub kogo znieważyła słowami… Nie może tak odpuścić. Ona była inna wiedział to. Była wyjątkowa. Może nawet widział w niej magię. Coś czego inna kobieta nie miała. Musiał się dowiedzieć co takiego było w niej wyjątkowego i czemu jej tak osoby nie lubią. I co miał do niej Sasuke. To go zaczęło irytować. To zachowanie ludzi!






Stała w przedsionku. Nie zdejmowała butów. Nie chciała wchodzić dalej. Cos ją trzymało, aby być tutaj Nigdzie więcej. Mogło się to skończyć kłótnią. A nie miała ochoty, na następną dzisiejsza kłótnię.
-Sakura?
-Tak? - zapytała i weszła dalej. Ojciec siedział na kanapie i oglądał razem z Konohamaru mecz. Między Japonią a Niemcami. Zawsze to robili. Nawet jeśli były powtórki. Nie robili prawie nic. To ona zawsze sprzątała. Ale to im oczywiście nie wystarczyło. Chcieli na pewno jeszcze czegoś. - Zrób obiad. - stwierdził.
-Nie zrobię wam obiadu. - powiedziała. Ojciec na nią popatrzał. Wstał z kanapy. Nie skomentował jej ubrania. Było całe rozerwane. - Siedzisz cały dzień w domu. Możesz zrobić sobie i twojemu synkowi jedzenie. Masz pięć lat? Jesteś dosyć dorosły. - podchodził do niej. Ona odwrócił się i wchodziła do góry.
-Sakura ty miałaś gotować! - złapał ją z całej siły za nadgarstek. Jęknęła cicho z bólu. Czasami nie miał wyczucia czasu. Ściskał tak mocno, ze zbierało się jej na łzy.
-Wiesz co? Gdyby mama była było by inaczej. - widział, ze w nim zbiera się gniew. Poczuła ból na prawym policzku.  Wyrwała swoją dłoń z uścisku. - zawsze jesteś ważny ty i twój syn! Nikt więcej nie jest dla Was ważny! - poszła szybko po schodach. Ojciec poszedł za nią.  Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i zamknęła na klucz. Torbę rzuciła na ziemię blisko łóżka. Ześlizgnęła się po drzwiach. Jej ojciec walił w nie.
-Otwieraj.
-Nie! Wynoś się. Nie chcę ciebie widzieć. - powiedziała. Twarz schowała w dłonie. Miała tego dosyć. Wszystko się waliło. Jej babcia była słońcem, które miała. Matka tez dawała jej radość. Lecz ojciec on nie rozumie jej. On tylko wie kim jest dla niego syn. A córkę? Ma w nosie. Nic go ona nie obchodzi. Oparła głowę o drzwi. Po policzkach spłynęły kryształy. Wstała szybko i rozebrała zniszczona bluzkę i spódnice po kolana. Już nie ubierze dzisiaj spódnicy. Miała dość tego! Wszystkie ubrania jakie ma drą ją. A nie ma innych. Zawsze tak się ubiera. Stała przy szafce w samej bieliźnie - koloru czarnego, w koronę. Wyjęła białą bluzkę z prawej strony był znak pumy i jeansy czarne. A do tego wzięła granatową koszulę. Nie ubierała ich nigdy, bo nie lubiła spodni. Taka była o nich prawda. Ale teraz mogła ubrać. Nie chciała już być obdarta. Usłyszała trzask drzwi z dołu. Wyszli! Wiedziała to.. nałożyła na siebie dolną część. Miała ładne ciało, ale nie lubiła pokazywać. Matka raz jej powiedział: Sakura nie ukrywaj tego ciała. Zrób tak jak ja. Dla chłopaków warto to poświęcić. Na mnie jeszcze w tym starszym wieku lecą. Pomyśl o tym. To naprawdę frajda zmienić czasami wygląd i uczesanie, gdy ma się takie ciało jakie mamy my. Wtedy się zaśmiała. Pomagała córce jak mogła, ale nie przekonała się jeszcze do tego, aby zmienić strój. Ubrała górę i zawiązała jeszcze włosy w koński ogon. Wyszła. Kroczyła korytarzem. Głowy nie miała spuszczone. Grzywka  opadła jej na lewą stronę i zakryła lekko oko. Nie wiedziała po co tak się ubrała, ale musiała. Schodziła po schodach. Życie nie było takie łaskawe. Ale miała nadzieję zawsze, że się zmieni. Stała w kuchni, która była połączona z salonem. Usłyszała dzwonek do drzwi, ale nie otworzyła. Ktoś się niecierpliwił. Nie interesowała się tym.
Nie wytrzymał! Wszedł do środka. W salonie stanął mężczyzna w wielu czterdziestu lat. Ona nic sobie z tego nie robiła. Dalej szykowała sobie kanapki i herbatę.  Ten mężczyzna był podobny do Deidary. Znała go, bo to był przyjaciel ojca, a jednocześnie ojciec Deidary.
-Czemu nie otwierałaś?
-Nie miałam ochoty - odpowiedziała.
-Młoda damo jesteś źle wychowana. Ojciec powinien się za ciebie wziąć. - miała dość tego słuchania. Była taka jak matka, więc niech się nie dziwią, ze jest taka arogancka co do niektórych. Muszą się w końcu do tego przyzwyczaić. Nie mogą patrzeć na nią, że będzie słodka.
-Proszę bardzo. Dzisiaj i tak pokazał co umie. - wzruszyła ramionami obojętnie. Nie obchodziło ją to. To, ze będzie przez ojca wychowywana. Już wiedziała, ze by była bita. A to by nic nie dało. Uciekała by często.
-A gdzie on jest?
-Skąd mam to wiedzieć? Nie interesuje się nim. - powiedziała arogancko. To co mówiła było prawda. Nie interesowała się nim prawie w ogóle. Tak jak on nią. Oby dwoje mieli siebie gdzieś. Ale był jej ojcem i mógł dawać szlabany i inne rzeczy. A ona miała to gdzieś! W głowie miała tylko jedną rzeczy by zjeść i wyjść z tego wariatkowa. Do pomieszczenia wszedł jej ojciec i brat. Popatrzała się na nich i odwróciła wzrok.
-Gdzie ty byłeś? - zapytała ojciec Deidary
-Na obiedzie. Bo moja córka nie potrafiła zrobić. Jest leniwa.
-Kobiety już takie są. Trzeba im dać zadanie a one to zrobią. Z moja mam same kłopoty. Ta kobieta mnie denerwuje. Ale twoja córka jest nadzwyczaj bezczelna.
-A co ci zrobiła?
-Powiedziała tylko, ze ty ja nie interesujesz. - mówił. Ojciec podszedł do lady, na której trzymała kanapki na talerzu. Patrzała na niego z wściekłością. Westchnęła cicho. On uniósł rękę. Nie chciała dostać ponownie. Rzuciła na niego talerz z kanapkami. I uciekła drugą drogą. Zagrodził jej brat. Uderzyła go w policzek. On zachwiał się. Popchnęła go i upadł. Wybiegła szybko z domu. Nie chciała mieć styczności z ojcem jak i bratem. Idąc patrzała na swoją rękę. Uderzyła brata. A nigdy tego nie zrobiła! Pierwszy raz od wielu lat. Miała odpiętą koszulkę, więc lekko falowała na wietrze. Niektórzy się na nią patrzeli. Uśmiechnęła się. Postawiła się inaczej ojcu. Nie myślała, że  kiedykolwiek to zrobi. Zmierzała na molo, gdzie zawsze rozmawiała z matką. Skręciła. Szła z gracja. Nie zwracała na nikogo uwagi, a telefon miała w kieszeni. Szła przez most, gdzie zauważyła też inne osoby ze szkoły. W tym gronie był tez Itachi wraz z Deidara. Karin i Ino zaśmiały się, gdy przechodziła obok nich. Przystanęła na samym końcu i wpatrywała się w wodę. Nie widziała ich, ale Deidara do niej podchodził cicho. Popchnął ją.
-Oj wybacz to było nie chcący - zaśmiał się cicho. Wpadła do wody. On się śmiał. Lecz Itachiemu nie było do śmiechu. On jedyny nie śmiał się z tego. Wyszedł z łodzi. Podbiegł do Deidary. Blondyn przestał się śmiać. - Ty, gdzie ona jest? - zapytał. Itachi na niego spojrzał. Wskoczył szybko do wody, bo myślał, że nie umie pływać. Nurkować nie potrafiła, ale pływać umiała. Ale musiał być kiedyś ten pierwszy raz. Deidara kucnął wypatrując jego. Teraz w jego oczach był strach. Wynurzył się i spojrzał na blondyna - No i?
-Jej nie ma. - wszyscy go słuchali. A on usiadł przerażony.
-Ty chyba żartujesz? - zapytał przestraszony - Zabiłem ją? - zapytał sam siebie - Nie chciałem tego. Nie chciałem. - trzymał się za głowę. Zaczął histeryzować. Usłyszeli pisk. Popatrzeli się na Karin.
-Zabiłeś ją! - uniosła głos. Itachi wyskoczył z wody i usiadł obok Deidary.
-Zadzwońmy po jej ojca. Musimy to powiedzieć. - powiedział Itachi. Blondyn wyciągnął komórkę i grzebał w kontaktach. Dał mu komórkę. Na wyświetlaczu było nazwisko Haruno.
Temari i Hinata wszystko widziały. Podchodziły wściekłe do nich. Patrzały się jedynie na blondyna. Temari wzięła go za kołnierz.
-Ty skurwielu! - krzyknęła. - Coś ty jej zrobił! Ona nie potrafiła pływać! - uderzyła go z pięści. Hinata ja powstrzymywała. A Deidara siedział cały roztrzęsiony tym wszystkim. Itachi odłożył słuchawkę od ucha i wyłączył.
-Zaraz przyjedzie tu pan Haruno z nurkami i FBI. Chcą nas przesłuchać i znaleźć jej ciało. - brunet spojrzał się na dziewczyny smutnym wzrokiem. Nie wiedział, ze to tak może się skończyć. Chciał jeszcze z nią porozmawiać o paru sprawach. A tu z tego nic nie wyszło! Nie porozmawia już!  Był tez wściekły na Deidare, że ją wrzucił do wody. Nie rozumiał tego dlaczego to zrobił…





Leżała brzuchem na oczku wodnym w wulkanie. Tutaj dostała ogon, który teraz będzie sprawiał jej tyle trudności. A chciała żyć normalnie, a wszystko się skomplikowało. Jej ciało było całe wilgotne, a włosy lekko były zakręcone. Nie miała na sobie żadnego ubranie. Jej ciało zakrywał jakby górna część stroju kąpielowego, ale w złoto srebrne łuski. Był cały z łusek i oplątywał z tyłu szyję i pod łopatkami. Nie miała nóg. Zamiast tego miała duży ogon w takie same łuski. Uniosła go do góry i popatrzała na niego. Czuła się nawet dobrze. Nie narzekała na niego. Opuściła go delikatnie. Woda chlupnęła we wszystkie strony. Obróciła się na plecy i patrzała na ogon. Nie sądziła, że będzie musiał takie coś ukrywać. A raczej jej drugie ja. Jako syrenka? To musi przed wszystkimi ukrywać. A nawet kropla wody ją zmienia „rybę”? Uważała się z rybę, nie syrenę. Sądziła, ze syreny nie istnieją. Ale ona była tego przykładem. Jest syreną i nie może się tego wyrzec. Lekko uniosła rękę i ruszała nią. Z wody uniosła się kulka? Poruszała się. Schowała rękę wodzie. Kulka z wody roztrysnęła się. Popatrzała na swoje ręce.
-Nie możliwe. Nie mogę mieć żadnej mocy. A może każda z nas ma? - pytała siebie. - Będę musiała się do tego przyzwyczaić. Ale tez mogę zacząć pływać. - uśmiechnęła się delikatnie. Popatrzała na ogon. Chlusnęła jeszcze jeden raz. - No dobra trzeba wracać. Inaczej nie będę wiedziały gdzie jestem i pomyślą, ze się utopiłam. - odepchnęła się i zanurzyła głęboko. Machnęła ogonem i szybko przemierzała niebieski tunel wraz z oceanem, który był bardzo głęboki. Rekiny pływały blisko. Patrzała przelotnie na rafę koralową. Wynurzyła się pomału. Popatrzała na plaże. Nikogo nie było. Jak zwykle!  Do tej części prawie nikt nie chodzi. Bardzo mało osób, a to była najczystsza plaża. Nie miała jeszcze nóg. Wyszła z morza za pomocą rak. Czołgała się by dotrzeć do skał gdzie było słońce. Usiadła na skale. Czekała. Musiała czekać inaczej by się nic nie stało. Minęło piętnaście minut. Ogon zniknął, a pojawił się normalny strój. Wstała i się uśmiechnęła w stronę wody. Odchodziła. Musiała jeszcze gdzieś się przejść. Nie wiedziała dokąd będzie szła. Weszła na chodnik, i szła szybkim krokiem przed siebie uśmiechając się.
-Słyszałaś? - zapytał ktoś.
-Mówią, ze ktoś się utopił w porcie.
Popatrzała na nich i zaczęła iść. Czyli myślą że nie żyję. A idzie swobodnie ulica jakby nigdy nic. Zobaczyła dużo ludzi zebranych koło mostu. Musiała się tam dostać. Przedostała się przez tłum. Widziała jaki Deidara jest roztrzęsiony. Aż żal jej się zrobiło. Mogłaby to zostawić od tak, ale nie mogła na niego patrzeć. FBI się nie przejmowało czy ktoś przechodzi obok nich. Tylko rozmawiali o czymś. Wywróciła oczami. Przeszła przez  zaznaczone terytorium, gdzie nie mogli wchodzić ludzie. Podeszła bliżej znajomych omijając FBI.
-Co się stało? - zapytała delikatnie.
-Nic moje dziecko. Jedna dziewczyna się utopiła, ale nie możemy znaleźć ciała. - mówił. Ta się zaczęła śmiać. Nie mogła uwierzyć. Oni wszystko zrobili by ją odnaleźć. Zobaczyła ojca, który szedł w jej kierunku. Nic sobie z tego nie zrobiła.
-Jak się śmiesz śmiać z tego! Mogłaś utonąć! - mówił głośniej.  Wzruszyła ramionami bezwładnie. Miała nadzieję, że jej przy nikim nie uderzy, bo by było dopiero.
-Daj już spokój, ojcze. Potknęłam się i tyle. Czasami tak bywa, że się człowiek poślizgnie i potknie. Więc niech wszyscy odjada i pójdą, bo nie ma na co patrzeć. - powiedziała. Minęła przyjaciółki i posłała im perskie oczko. Zobaczyła Deidare, który siedział i połykał tabletki.  Podeszła do niego i kucnęła.
-Nic ci nie jest? - zapytała z troską.
-Na Boga ty żyjesz! - podniósł głos. Ona się uśmiechnęła i wstała. Odchodziła od nich. Nie chciała mieć już nic do powiedzenia. Było już dość ciemno, a ona była zmęczona tym wszystkim. Miała dosyć jak na dzisiaj. Ruszyła do domu, sama. Chodź widziała jak patrzą na nią inni. Nie przejmowała się nimi, teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Dogonił ja ojciec.  Widziała jego minę, nie była zadawalająca. Weszli do domu.
-Następnym razem uważaj jak chodzisz. Przez ciebie straciłem mnóstwo pieniędzy, aby twoje ciało znaleźć. A ty gdzieś się szlajałaś! - fuknął. Wchodziła po schodach.
-To moja sprawa. Nie musieliście się troszczyć. Troszczyć się powinniście o własne tyłki! - odchodziła. Nie miała na niego siły. Idąc górnym korytarzem myślała tylko o Deidarze, który był z tego powodu roztrzęsiony. Bał się, że zginęła. I to jego wina! Ona i tak  nie będzie tego długo rozpamiętywać! Weszła do pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Położyła się na łóżko i wpatrywała się w sufit.

** ** **

Jest rozdział.
Nareszcie. Przepraszam za zwłokę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz