poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział pierwszy


Promienie słoneczne dostały się przez otwarte okno do jednego pomieszczenia, w którym nikogo nie było. Firanka falowała po przez silny podmuch wiatru. Niosąc piękny zapach porannej rosy z mieszaniną pyłku kwiatowego, który unosił się w powietrzu dając niektórym ukojenie, a niektórym cierpienie.  Gdyż mogą mieć alergie. Pogoda była coraz lepsza z dnia na dzień, wszystko kwiknęło w oszałamiającym tempie. Słońce świeciło coraz mocniej. Mówiąc, aby każdy już wstawał. Nie marnował całego dnia na leniuchowanie. Z drugiego pomieszczenia połączonymi drzwiami wyszła piękna osiemnastoletnia dziewczyna o bujnie długich różowych włosach, sięgający do pasa. Zielone oczy świdrowały cały pokój w poszukiwaniu czegoś. Stała w progu drzwi w samym zielonym ręczniku z kwiatkami. Podeszła do szafki z bielizną i wyszukała odpowiednia. Chwyciła też bluzkę na krótki rękawek z tyłu widniał napis : „KISS ME”. Chwyciła tez spódnicę czarną. Weszła na powrót do łazienki. Ubrała wszystko szybko. Bluzka podkreślała jej średniej wielkości piersi. Spódnica sięgała do kolan. Po prawej stronie znajdowały się małe diamenciki ułożone w kształt ust. Stojąc przed lustrem w pokoju zaplątała sobie kitka do góry. Grzywce dała upust, bezwładnie ocierała o skroń i policzki dziewczyny. Wyszła z pokoju biorąc torbę i zawieszając na ramieniu. Wróciła się biorąc futerał  z okularami. Czarne pudełko włożyła do torby. Okulary nosiła do czytania, miała małe problemy ze wzrokiem, które poprawiały się. Zatrzasnęła za sobą drzwi. Po wolnym krokiem kroczyła na dół. Mijała na ścianie arcydzieła sztuki malarskiej. Westchnęła. Przypomniała sobie matkę, która wyjechała w podróż. Nie dała nawet sygnału życia. Nie wie co się z nią dzieje. Poczuła pchnięcie.
-Uważaj jak leziesz. - wysyczała podnosząc się z ziemi. Ten jej wytknął język. Był to jej brat, o kasztanowych włosach i czarnych oczach. Miał dokładnie dwanaście lat. Nienawidziła go czasami, zachowywał się jak rozwydrzony dzieciak. Był w drużynie piłkarskiej. Często miał meczę, a ona nie przychodziła nigdy. Nie interesowało ja to czy wygra czy tez przegra. Nie lubiła tej gry, i nie polubi. Zeszła na dół. Zasiadła do stołu w kuchni. Konsumowała posiłek przygotowany przez swojego ojca. Brat jej się nie śpieszył.
-Tato?
-Tak?
-Posłuchaj, mam problem. - powiedziała. Była pewna, ze ojciec jej pomoże we wszystkim, będzie pomocna ręką we wszystkim. Brakowało jej matki, która zawsze wiedziała co robić w trudnych sprawach. Teraz został w domu tylko ojciec. Do babci mogła w inny sposób się zwracać, ale często to nie pomagało. Zawsze myślała, ze słyszy ten głos, który dawał nadzieję. Ale zawsze mogła się mylić.
-Jaki? Złe oceny? Podoba się jakiś chłopak?
-Nie. Żadne z tych. Oceny mam dobre, i żaden mi się nie podoba. - powiedziała trochę smutno, chociaż nigdy nikogo nie słuchała. Czasami odezwali się do niej, ale nie więcej niż pięć minut. Mieli ładniejsze na oku. Z miniówami i odkrytymi brzuchami. To dla wszystkich był ideał.
-Nie dziwię się - zaśmiał się jej brat - Kto by taka brzydulę chciał.
-Zamknij jadaczkę, Konohamaru! - powiedziała głośniej. Patrzała na niego wściekła.
-Sakura! - oburzył się ojciec. Była starsza, ale nie lubiła jak brat się we wszystko wtrąca. Miała dosyć tego wszystkiego. Co powie, ten bachor ma swoje zdanie.
-To on zaczął.
-A ty bądź mądrzejsza. - pouczył mnie
-Ej! - teraz Konohamaru się oburzył - Ona nigdy nie będzie mądrzejsza, ani żaden przystojny chłopak nie będzie jej chciał. - zaśmiał się. Pokręciła głowa. Mógł mówić co chce, nie szuka niczego.
-Wiesz… Nie szukam nikogo. Bo mam jednego głupka w domu! - widziała w jego oczach wściekłość, zaśmiała się cicho. Czasami potrafi skompromitować brata. Raz zrobiła to na oczach przyjaciół z drużyny piłkarskiej. Popatrzała na ojca, patrzał wściekle na nią. Wszyscy byli przeciwko niej.- tato przechodząc do sprawy.   Mam już tego serdecznie dość.
-Czego, kochanie?
-Tego wszystkiego. Może ty tego nie widzisz. Nie wiesz jak jestem traktowana w szkole czy gdzieś indziej. Patrzysz tylko na niego - pokazała palcem na brata - On jest dla ciebie najważniejszy. Gra w piłkę i co z tego? To normalny i głupi sport.
-Wcale nie!
-Ma racje - przytaknął ojciec.
-To chociaż raz spójrz na mnie. Ty nie wiesz nawet co ja lubię, co się ze mną dzieje. Nic nie wiesz! - uniosła głos - Widziałeś kiedyś chociaż, ze chłopacy dokuczają i przezywają, tak samo niektóre dziewczyny. Jestem dla nich niższa ligą. Nikim więcej. Widzisz to? - uśmiechnął się.
-Chyba wszystko wyolbrzymiasz. Jesteś ładną dziewczyną. Inni w takim razie są ślepi dokuczając ci. - wstałam wściekła. Uderzyłam pięścią o stół. Dwa pomarańczowe soki rozlały się. - Młoda damo wracaj! - oburzył się ponownie ojciec. Nie wrócił się. Chwyciła pasek od torby i przełożyła przez ramię. Och… Nienawidzę tego wszystkiego, myślała.
-Mama zrozumiałaby mnie bardziej, niż ty. Patrzysz tylko na kochanego synka.  - wyszła trzaskając drzwiami. Powiał przyjemny wiatr, pobawił się różową grzywką. Zawsze coś rano było. Nie może powrócić do tego tematu, będzie musiała sama tym wszystkim się zająć.  Westchnęła ciężko. Koło niej przechodzili dorośli i dzieci. Młodzież już dla niej nie liczyła się. Zawsze ją ignorowali. Już miała tego po dziurki w nosie, więc nie interesowało ją co się stanie. Zawsze dociekali jej. Przyzwyczaiła się do tego.
-Moja siostra to pierdoła!! - usłyszała krzyk brata. Nie zwróciła uwagi na to, wiedziała, że się wkurzy z tego powodu. Ignoruje go tak jak może, jedynie posiłki są dla nich kłótnia. Niczym więcej, gdy była matka było inaczej. Matka zwie imię Rin, jest najlepszym krytykiem sztuki malarskiej, gdy mówi że coś jest wspaniałe to tak jest. Zna się na tym bardzo dobrze… Westchnęła głucho. Wkroczyła na teren szkoły. Była już w drugiej liceum, która przygotowuje się do matury. Dwie klasy zawsze piszą. Druga i trzecia. Miała tyle do nauki, że nie mieściło to się w jej głowie. Uśmiechnęła widząc dwie przyjaciółki rozmawiające ze sobą. Hinata Hyuga i Temari no Sabaku. Hinate zna od dzieciństwa, ale Temari poznała w wakacje i wyszło, że się zaprzyjaźniły.
-Cześć.
-Sakura! - ucieszyły się oby dwie. Ona nigdy nie była radosna od chwili śmierci babci, najwyżej tylko z przyjaciółkami się uśmiechała szczerze. Przy każdym udawała. Jeszcze rodzice, mogła przy nich nie udawać niczego. A najbardziej przy matce. Usłyszała znowu dokuczliwe słowa na swój temat.
-Dajcie jej spokój wy zboki!! - krzyczała na nich. Sakura dobrze znała ja, i ufała. Potrafiła dokopać jeśli chciała. Często była powstrzymywana przez przyjaciółki, ale musiała zawsze coś powiedzieć.
-Daj spokój Temari
-Oj Sakura nie możesz im pozwolić, aby weszli ci na głowę. - mówiła.
-Mam życie do chrzanu. I tak się w nim nic nie zmieni - patrzała na przyjaciółki i posłała im pogodny uśmiech.
-Wyolbrzymiasz. - powiedziała Hinata
-To samo powiedział mi ojciec. - odchodziła od nich. Oby dwie spojrzały się na siebie i na odchodząca sylwetkę Sakury. Nie wiedziały o co chodzi. A Ona doskonale wiedziała. Szła samotnie przez korytarz mijając ludzi, którzy się patrzeli a nią i śmiali od czasu do czasu. Znała już to wszystko… Dosłownie!
-Słyszałaś najnowsze wieści?
-Hm… Jedynie słyszałam, ze do naszej szkoły przywitają nowi uczniowie. - powiedziała jedna z dziewczyn. Miała brązowe włosy związane w dwa kitki. - I mają być to bracia - ucieszyły się. Sakura westchnęła.
Kolejny dupek zajrzy do tej szkoły i jeszcze z bratem, pomyślała. Słyszała jak inni są zachwyceni. Plotkowali, ze właśnie dzisiaj mają przyjechać. I jak będą wyglądać. Opisywały wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Sakura weszła do jednej klasy, gdzie miała się rozpocząć pierwsza lekcja, która nie była najgorsza. Tylko nauczyciel był głupkowaty jak na nią. Było otwarte okno, wiatr wpadł do pomieszczenia unosząc piękny zapach pyłku. Zabrzmiał dzwonek na lekcje. Sakura patrzała w okno, na parapecie były dwa ptaszki i pięknie śpiewały. Patrzała na nie. Nikt z nią nie siedział, każde miał swoje miejsca, a zawsze koło niej było puste. Westchnęła ociężale. Do pomieszczenia wszedł nauczyciel, nie obróciła się w jego stronę.
-Witam młodzieży. Tak więc na początku przywitajcie ucznia, i waszego kolegę. - drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł chłopak, niczego sobie postur. Miał lekkie mięśnia. Niektóre dziewczęta westchnęły na jego widok, Haruno przekręciła oczami. Spojrzała się na chłopaka, który wstał niewzruszony tym wszystkim. - jak się nazywasz?
-Sasuke Uchiha. - powiedział. Sakura spojrzała na niego. Hebanowe krótkie włosy, czarne oczy. W ręce trzymał ciemną torbę. Patrzał na okno z obojętnym wzrokiem. Nie interesowały go dziewczyny, a one patrzały na niego przeszywającym wzrokiem, tak jakby chciała rzucić się na niego.
-Dobrze, usiądź na wolnym miejscu. - mówił nauczyciel. Tylko obok Sakury było wolne. Świetnie, pomyślała. Nie lubiła chłopaków, a w dodatku takich jakich jest on. Widać po nim, ze będzie leciał na każdą laskę, która ma na sobie miniówkę.
-Przesuń się. - powiedział. Mało mu było miejsca. Sakura popatrzała na niego bezkarnie. Już jej podpadł. Przesunęła się, aby miał dla siebie jak najwięcej miejsca.
-Głupek - mruknęła do siebie.
-Mówiłaś coś?
-A coś usłyszałeś? - zapytała głupkowato. Nie lubiła chłopaków, i nie polubi za szybko.
-Daj mu spokój landryno
-Odpierdol się ruda! - uniosła głos.
-Sakura, wyjdź z klasy. - powiedział nauczyciel, pokazując palcem na drzwi. Ta się uśmiechnęła cicho. Miały szansę, aby usiąść koło tego Sasuke. Zrobiły to specjalnie.
-Ale to ona… - ugryzła się w język. Wstała i wzięła torbę zawieszając na ramię. Wyszła zatrzaskując głośno drzwi za sobą. Miała tak samo nauczycieli dosyć. Oni robili z niej jakąś sierotę, a była dosyć odpowiedzialna. Usiadła na ławce. Spojrzała do tyłu na drzewo, które kwitło. Kwiaty były już do połowy rozwinięte, a pszczoły już napylały. Westchnęła. Zawsze chciała być wolna, a ma gorzej niż się spodziewała. Usłyszała tupanie czyichś nóg. Spojrzała przed siebie. Obok niej przeszedł mężczyzna o czarnych oczach i długich czarnych włosach związanych w kitkę. Jest podobny do tamtego, pomyślała.
-Hej
-Spadaj na bambus
-Co cię ugryzło? - usiadł obok - A ty nie w klasie?
-Co cię to obchodzi klokosie?
-Hola, hola jestem od ciebie starszy
-Nie mów, ze Sasuke to twój brat. - powiedziała. Spojrzała na niego spod byka.
-Tak. - wstała i podeszła na przeciwległą ławkę. Nie chciała mieć z  nim do czynienia skoro Sasuke zachowuje się tak podło, on z pewnością też. Nie będzie w nich różnicy, żądnej. Patrzała w sufit. On usiadł ponownie obok niej. Rozbrzmiał dzwonek na przerwę. A ona siedziała razem z nim.
-Odwal się, bo wylądujesz pod kopem.
-Ostra także. - uśmiechnął się. Patrzała na niego i odwróciła wzrok, nadeszli inni mężczyźni. W tym samym wieku.
-Hej Itachi. - przywitali się. Ona nie patrzała na nich. Miała spuszczona głowę. Chciała, aby nie zauważyli jej… Miała tego dosyć, nawet starsze klasy jej dokopywali. A chciała, żyć normalnie, robić coś skutecznego dla życia. A jeszcze tego nie znalazła. Miała nadzieję, że w końcu to znajdzie. Przez coś lub przez kogoś. Lecz bardziej widziało się jej przez coś. Nie miała szans znaleźć kogoś kto by jej w tym pomógł, jedynie przyjaciółki.
Blondyn do niego się uśmiechną. Spojrzał na dziewczynę, która miała spuszczoną głowę.
-Co już laskę podrywasz? Ale to jaką… Tą… - śmiech. Zacisnęła na spódnicy dłonie w pięść - Haruno! Myślałem, że masz lepszy gust niż się z tą jako ona zadawać - śmiał się cały czas. Wstała i zdzieliła mu w twarz. On nie zdążył na nią popatrzeć, bo uciekła z dala od nich.
-Bajer! - powiedział drugi. Blondyn masował sobie policzek.
-Boli… - jęczał. - Ma siłę. - inni się śmiali. On na nich gniewnie spojrzał. Umilkli, lecz jeden z nich na ustach miał nikły uśmiech. Spodobała mu się ta scena. Miał wrażenie, że nie spotkał dziewczyny, która spoliczkowała z taką siłą chłopaka. Oni spojrzeli na Itachiego, który patrzał za nich na drogę, która wcześniej pokonywała dziewczyna. Spojrzał w dół. Zauważył plecak dziewczyny. Wziął go.
-Wiecie, czy ona ma przyjaciół?
-Ta… Ma dwie. - rozejrzał się czerwono włosy. - Właśnie idą. - wskazał na dwie rozmawiające ze sobą i śmiejące się. Wyszedł im a przeciw. Stanął. One tez.
-Oddacie to waszej przyjaciółce? - zapytał je. Spojrzały na jego twarz i na torbę. Drgnęły im powieki. Podał im. - Pobiegła w tamtą stronę, - wskazał im drogę - do wyjścia. - odchodził. One spojrzały się po sobie i ruszyły szybkim krokiem przed siebie.





Siedziała na pomoście w porcie i patrzała w wodę. Była głęboka. Była skulona i opatuliła rękoma swoje nogi rękoma. Patrzała na swoje odbicie. Łzy ciekły po policzkach. Nie mogła ich powstrzymać. Mieli ja za nic nie warta dziewczynę. A teraz spoliczkowała starszego od siebie chłopaka. Znieważył ją przy innym, i w dodatku nowym uczniu. Nie mogła na to pozwolić.
-Sakura - dziewczyny stały za nią w tej chwili. Odwróciła głowę.
-Co tu robicie?
-Nie mogliśmy ciebie zostawić. - w jej oczach ponownie stanęły łzy. I uleciały. Podeszły do niej i przytuliły. Były najlepszymi przyjaciółkami, wierzyły w siebie i ufały. Nigdy nie pokłóciły się. Nie pozwoli na to. Oderwały się od niej.
-Dzięki dziewczyny - obtarła łzy
-Po to są przyjaciółki.
-Nie wracam do szkoły.
-My tez nie - uśmiechnęły się do niej.
-Może popłyniemy… - nie dokończyła Hinata. Temari już wsiadła do motorówki i odpaliła. Następna dwójka wsiadła, chociaż Sakura stawiała mały opór. Bała się od pewnego czasu wody.  Przyjaciółki o wszystkim wiedziały, ale inni nie za bardzo. Woda była dla Sakury zmora. Były już w połowie drogi. Sakura patrzała na taflę wody, w swoje odbicie. Woda była w niektórych miejscach tak czysta, że było można zobaczyć różnego rodzaju ryby. Uśmiechnęła się widząc rafę koralowa. Dobili do brzegu. Wszystkie wyszły. Znalazły się na jednej z wysp. Nazwę nosiła: Urumai. Była dziwną wyspą, bo nikt nie wiedział jak powstała i kiedy się pojawiła.
-Więc… - mówiła Hinata
-Powiedz nam o co poszło. - dokończyła Temari.
-O nic, po prosty mam dosyć tej szkoły, tego miasta. Wszystkiego. Nawet mojego brata i ojca. Mam ich dokładnie gdzieś. Nigdy mnie nie wysłuchają, a tato sadzi, ze wszystko idzie tak gładko. Zajmuje się tylko Konohamaru, bo jest w drużynie piłkarskiej. Myśli tylko o nim. - prychnęła. Miała dosyć swojej rodziny i innych ludzi. Jedynie matka
-A twoja mama, Rin?
-Ona… Och… Gdyby tu była było by inaczej, ale nie daje znaku życia. Boję się że z nią coś się stało.  -westchnęła.
-Nie martw się na pewno ma dużo pracy. A w wycieczkach wszystkich rozpoznają, mogli ją napaść jacyś znani fani sztuki, lub aby oceniała obrazy. - mówiła Temari. Uśmiechnęła się do nich. Szły przez las, który daleko się ciągnął. Usłyszały wodę. Niedaleko roznosił się strumień. Uwielbiały tam przesiadywać. Sakura była na przodzie. Przyśpieszyła trochę. Chodzili tak parę godzin. Niebo stawało się szare. Wróciły się do motorówki, która stała niedaleko. Ziemia się osunęła. Wszystkie trzy wpadły pod nią. Pojęczały chwilę z bólu. Sakura patrzała przed siebie. Zauważyła, że są w jakimś tunelu skalnym. Wstała. Patrzała w przód. Nikłe niebieskie światło dawało o sobie znać. Przyjaciółki tez wstały. Wszystkie trzy ruszyły nie pewnym krokiem.
-Czekaj… A jeśli to jakaś pułapka czy coś? - pytała Hinata - A jeśli tam są jacyś mordercy. Może lepiej wró… - spojrzała w górę. - Świetnie! I tak nie da się wrócić. Zostaniemy zadźgane przez jakiś psychopatów.
-Wyolbrzymiasz - Sakura powtórzyła jej i ojca słowa. Szły razem. Wyszły do niewielkiego oczka wodnego, wokół otaczała skała. Był to jakby krater. Różowo włosa spojrzała w górę, oczom ukazały się gwiazdy i zbliżająca się srebrna poświata księżyca.
-Jak tu pięknie. - mówiła Temari.
-Ta… Ale musimy stąd się wydostać - poinformowała Hinata.
-Masz rację. Sakura patrzała jedynie w księżyc. Nawet je nie słuchała. Coś jej to przypominało. Ale mogła się mylić. Rozejrzała się dookoła siebie
-Tu jest tak… magicznie. - wyszeptała do siebie. Przyjaciółki do niej się nie odwróciły. Nie usłyszały najwyraźniej.
-Sakura - spojrzała na nie, były w wodzie. Wyciągały do niej rękę. Patrzała na nie - Musimy zanurkować. To jedyne wyjście. Chodź.
-Ja nie chcę. - to było najgorsze. Nurkować! Nie lubiła tego i nigdy nie polubi.
-Będziemy z tobą. - wypowiedziała blondynka. Chwyciły oby dwie za ręce i pomogły wejść. Była to głęboka woda. Trzymała ich mocno, bała się strasznie. Woda  bąbelkowała. W kraterze znajdował się księżyc, w dodatku w pełni. Świecił swoim silnym blaskiem. Odbijał się w jeziorku.
-Dziwne - granatowo włosa popatrzała na Temari
-I to bardzo - dokończyła.
-Może płyną tu jakieś prądy. - stwierdziła, chociaż nie byłą tego pewna co mówi. Zawsze coś było prawda, ale w własne słowa teraz nie mogła uwierzyć. Księżyc zszedł z pola widzenia. Sakura nie wiedziała czemu, ale patrzała się teraz w gwiazdy. Miała przeczucie, że coś się stanie niedługo, że jej życie będzie inne.
-Płyńmy - powiedziała biało oka. Wstrzymały oddech i zanurkowały. Sakura się bała, ale trzymały ja i wszystkie razem płynęły. Była to dosyć duża jaskinia, w dole był szeroki tunel. Spokojnie trzy się mieściły. Wypłynęły na powierzchnie.
-No i nie było tak źle. - uśmiechnęła się Hianta. Wyszły na brzeg, szły do motorówki. Nie minęło parę chwil, a odpłynęły do domu. Przywiązały przy pomoście motorówkę, aby nikt nie zauważył, ze była wzięta. Nie była ich.
-Zobaczymy się jutro - powiedziała blondynka.
-Tak. Przejdźcie po mnie
-Dobra! - krzyknęły na odchodne. Każda poszła w swoją stronę. To było bardzo dziwne, pomyślała. Zarzuciła na ramię torbę. Kroczyła do domu. Maiła nadzieję, że wszyscy będą spać. I nikogo nie spotka. A najbardziej Konohamaru i ojca. I tak tylko oni tam byli. Weszła cicho do domu i zamknęła drzwi na klucz.
-Gdzie byłaś? - zapytał ojciec. A jednak! Nie poszedł spać, musiał czekać.
-Gdzieś…
-Dzwonili ze szkoły podobno uciekłaś - mówił. Ona nie spojrzała na niego. Nie przejmowała się tym. Nie musiała go słuchać, tak jak on jej nie chce uwierzyć. Nic nie robi w jej sprawie.
-I co z tego?
-To z tego, że masz szlaban - mówił srogim głosem ojciec. Prychnęła.
-I dobrze!! - krzyknęła. Szła schodami na górę. Miała go dosyć. Szła cicho, aby nie zbudzić Konohamaru.
-Ktoś ma szlaban - spojrzała przed siebie. Zauważyła brązowowłosego, który się uśmiechał. Chwyciła klamkę swojego pokoju - Taka dorosła, a nie potrafi słuchać. - zatrzasnęła za nim drzwi. I zamknęła na klucz. On szarpał. Chciał się do niej dostać, ale nie mógł. - Tchórz! - odchodził. Ona westchnęła. Łzy ciekły strumieniem po policzkach. Położyła torbę koło drzwi. Rzuciła się na łóżko szlochając.
-Mamo… Tęsknię za tobą. Gdzie jesteś? Z tobą było by lepiej. - szlochała. Nie potrafiła tego wytrzymać. Potrzebowała kogoś kto by ją jeszcze bardziej wspierał, a ojciec tego nie robił. Przyjaciółki robiły w pewnym sensie, ale nie dadzą tego co by chciała. Pokazać wszystkim, że jest dorosła i nie musi mieć opieki. Chłopak by to wszystko uczynił, ale żaden za nią się nie rozejrzy. Okno otworzyło się z trzaskiem. Do niego wleciał pąk kwiatu z pobliskiego drzewa, w połowie nie rozwinięty. Nie spojrzała nawet na niego. Spoczął na jej otwartej dłoni. Nie spojrzała się. Umysł był tak wykończony wydarzeniami, ze pogrążyła się w beztroskim śnie.

***
Jest rozdział.
Myślę, że się spodobało.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz